Zielona Góra: Modernizacja Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. Wykonanie dokumentacji projektowej, na nadbudowę części niskiej budynku Teatru z przeznaczeniem na zaplecze techniczne sceny kameralnej. Numer ogłoszenia: 298112 - 2009; data zamieszczenia: 29.08.2009 OGŁOSZENIE O UDZIELENIU ZAMÓWIENIA - Usługi
Teatr Polski chce zejść do podziemia Nowa część Teatru Polskiego będzie schowana w skarpie odrzańskiej. Tak zakłada projekt biura architektonicznego Atelier Loegler z Krakowa, który wygrał konkurs na koncepcję rozbudowy teatru Konkurs rozstrzygnięto w sobotę w samo południe w foyer Teatru Polskiego. Zgłosiło się sto zespołów z całej Europy, ostatecznie projekty złożyły 42 z nich. Siedem trzeba było odrzucić, bo nie spełniały wymaganych warunków. Architekci mieli za zadanie opracować koncepcję rozbudowy teatru dla trzech sal teatralnych: letniej sceny szekspirowskiej na minimum 600 miejsc, sali eksperymentalnej z widownią na minimum 120 miejsc i wielofunkcyjnej sali prób na minimum 200 miejsc. Wszystko musiało kosztować maksymalnie 50 mln zł. Po przyjrzeniu się 35 projektom, jury postanowiło przyznać pierwszą i drugą nagrodę oraz cztery wyróżnienia. Pierwszą nagrodą (70 tys. zł) uhonorowano propozycję pracowni Atelier Loegler z Krakowa. To studio pod kierunkiem wybitnego polskiego architekta Romualda Loeglera, projektanta nowych gmachów Filharmonii Łódzkiej, Opery w Krakowie. Drugim miejscem (i nagrodą 50 tys. zł) wyróżniono biuro Czuba Latoszek z Warszawy. Wśród wyróżnionych znalazło się szczecińskie biuro projektowe MXL4, Architekci (to oni wygrali konkurs na przebudowę Opery na Zamku) oraz biura z Warszawy i Gdyni. - Poziom konkursu był bardzo wysoki - podkreślał przewodniczący sądu konkursowego Ryszard Jurkowski (SARP Katowice). - Aż 27 projektów znalazło się w pierwszej puli, do której członkowie jury zgłaszali projekty, w których dostrzegli coś niezwykle wartościowego. Zwycięski projekt zakłada wybudowanie nowej części Teatru Polskiego pod ziemią, w skarpie od strony Jana z Kolna. - Skarpa ma być rozkopana, a budynek, który w niej powstanie, zasypany ziemią, obsadzoną trawą. Nie byłoby kosztownej elewacji - opowiada Jurkowski. - Ciekawym dopełnieniem są za to przeszklenia nad ziemią, które znajdą się w dachu podziemnego budynku. Ich podświetlenie wieczorami da wspaniały efekt. Dlaczego koncepcja Atelier Loegler wydała się jurorom najlepsza? - Cała masa zespołów proponowała obiekt, który byłby konkurentem obecnej siedziby Teatru Polskiego. A my uznaliśmy, że ten budynek po rewitalizacji powinien wciąż być tym najważniejszym i najbardziej atrakcyjnym elementem przestrzeni - tłumaczy Ryszard Jurkowski. - Gratuluję Szczecinowi, bo macie państwo projekt, który ima się tendencji współczesnych w Europie. - Jest coś pięknego i prostego w tym projekcie. Nowoczesność, funkcjonalność, otworzenie się na Odrę i tajemniczość - pod wrażeniem jest Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego. - To obiekt, który daje magię, niepowtarzalny, który spełni oczekiwania szczecinian na 10 pokoleń. Teraz teatr liczy na pieniądze od marszałka na wykonanie projektu wykonawczego. Część terenu, który miałby zająć budynek, należy jeszcze do miasta. Radni już dwa lata temu uchwalili zamianę terenu, na inny w gestii Urzędu Marszałkowskiego. Warunki do tej pory nie zostały przez urzędników ustalone. Wystawę projektów w foyer Teatru Polskiego można oglądać do końca miesiąca. Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin Więcej...
Kto nie widział jeszcze żadnego spektaklu w garażu, może udać się na zaplecze Teatru Powszechnego. Dyrekcja tej "pohubnerowskiej" sceny udostępniła młodym adeptom reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej nową scenę. Pod jej szyldem "Garaż Poffszechny" powstało kilka przedstawień opartych na młodej dramaturgii.Przebudowa Sceny Stolarnia w Nowej Hucie stanie się faktem. We wtorek Teatr Ludowy podpisał dokumenty związane z przekazaniem środków unijnych na modernizacją obiektu. Szacunkowy koszt prac to ok. 24 mln zł, z czego ponad 5 mln pokryje unijna dotacja. Stolarnia już od dłuższego czasu wymagała pilnego remontu. Budynek na osiedlu Teatralnym ma przede wszystkim zyskać dodatkową przestrzeń. Powstanie profesjonalna scena kameralna i scena, na której będą odbywały się spektakle dla dzieci. Na ostatnim piętrze powstanie wielofunkcyjna sala sportowo-artystyczna. Stale działać będzie świetlica teatralna, a z tyłu budynku znajdzie się miejsce dla sceny letniej. W zielonej przestrzeni będą się odbywały spotkania, dyskusje, teatralne śniadania i kolacje, recitale czy plenerowe widowiska. Nowohucianie będą też mogli spędzać czas w kawiarni. „Gramy w skandalicznych warunkach” Teraz zmiany dotychczas znajdujące się wyłącznie w planach, staną się faktem. 16 października podpisano umowę na dofinansowanie projektu modernizacji najmłodszej sceny Teatru Ludowego. Województwo przekazało miastu umowę gwarantującą przyznanie unijnego dofinansowania. – Budynek wymaga gruntownej przebudowy, a obecnie jest w tragicznym stanie. Mam nadzieję, że za trzy lata wejdziemy do zupełnie nowego budynku – mówi Małgorzata Bogajewska, dyrektor Teatru Ludowego. – W tej chwili obiekt jest ciężki do ogrzania, ponieważ nie ma wykonanej termomodernizacji. Oprócz tego Scena Stolarnia ma dziurawy dach. Musimy wynajmować dla naszych artystów pokoje na zewnątrz. Gramy tutaj w skandalicznych warunkach. Na sali, która niespecjalnie powinna być użytkowana w taki sposób – ZMIENI SIĘ SCENA STOLARNIA PO PRZEBUDOWIE:Będzie profesjonalnie – Nie jest to tak, że dostajemy zupełnie nowy budynek, na który wyciągniemy rękę po kolejne pieniądze, bo i tak go użytkujemy. Po prostu przestaniemy się gnieździć w jakichś salkach, zyskamy przestrzeń profesjonalną do prowadzenia naszej działalności. Jeżeli jednak chodzi o konkretny termin rozpoczęcia prac, Bogajewska przyznaje, że to trudne pytanie. – Wszystko zależy od tego, czy uda nam się wszystko sprawnie przeprowadzić. Ogłosimy też przetarg na realizację prac budowlanych. Jeżeli uda się za pierwszym razem wyłonić firmę, to wtedy inwestycja zakończy się szybko. Jak wiemy, klimat nie jest łatwy, jeśli chodzi o prowadzenie takich prac – podsumowuje Bogajewska.Scena Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Scena (od greckiego σκήνη / Skene : namiot, pokryte miejscach, które pierwotnie wyznaczonego budynku za miejsce, w którym aktorzy grali, która służyła za kulisami) wyznaczają, w teatrze , obszar gry ( przed etapie zestawie) i za kulisami , w odniesieniu do sali, w której znajdują się mat. teatru, fot. Artur Wesołowski Gdybym nie chodziła do teatru zawodowo i znalazła się na Solaris. Wspomnienie z przyszłości w Teatrze Ochoty w reżyserii Klaudii Hartung – Wójciak, jako na przykład wielbiciel twórczości Stanisława Lema, to miałabym wrażenie, że trafiłam na amatorską imprezę w domu kultury, a może nawet w czyimś dużym mieszkaniu, bo w domach kultury są zazwyczaj sceny, a tu aktorzy grają na podłodze. Na dodatek bym myślała, że trafiłam na tę imprezę cofając się w czasie. Ponieważ jednak zajmuję się teatrem zawodowo, więc rozumiem, że to „taka koncepcja”. Załóżmy więc, że do teatru chodzą tylko ludzie rozpoznający koncepcje – wtedy przedstawienie się broni. Spektakl grany jest, jak wspomniałam, na podłodze, zastawionej sprzętami wyglądającymi „dziwnie” – jakby grupa nastolatków w latach 70. w PRL, postanowiła wystawić rozgrywającą się w kosmosie powieść fantastyczno-naukową Lema i szukała po znajomych odpowiednio nowoczesnych urządzeń do scenografii, które potem nieporadnie ustawiła. W środku przestrzeń gry jest pusta. Po lewej znajduje się stos telewizorów, oczywiście analogowych, w różnych rozmiarach, z którego wystaje bokiem złoty syfon. Na niektórych odbiornikach obrazy kontrolne migają, ale bez dźwięku. Na jednym z telewizorów odliczana jest od tyłu minuta (60, 59, 58…), ale gdy się kończy nic się nie dzieje, natomiast na tym ekranie pokazuje się czasem twarz głównego bohatera, Krisa Kelvina. Na ścianie po lewej wiszą z kolei stare magnetofony szpulowe. Telewizory i magnetofony oraz syfon są namiastką elektroniki na pokładzie statku kosmicznego, w pomieszczeniu w którym znajduje się stół sterujący. Z tyłu sceny stoi urządzenie do opalania z solarium, które jest jakby łóżkiem dla kosmonautów, i świeci się niekiedy niesamowicie na czerwono. Po prawej stronie sceny znajduje się ponadto stary model instrumentu klawiszowego lub syntezatora, a na ścianie wisi świecący kaloryfer. Do tego wnętrza wchodzi, i staje nieruchomo z boku, główny bohater, gra go dziewczyna (Monika Frajczyk). Być może jak zwykle zabrakło na podwórku chłopców chętnych do wzięcia udziału w przedstawieniu. W każdym razie Kelvin dłuższą chwilę stoi nieruchomo i czeka na lądowanie na Solaris, po czym wkracza do stacji. Odtwórczyni Kelvina nosi coś jakby kostium kosmonauty, przypominający przerobiony kombinezon hutnika. Na głowie ma jakby hełm spawacza, który po zdjęciu, trzyma niczym muszkieter swój kapelusz z piórami. Czasem, jak to w przedstawieniu organizowanym siłami podwórkowymi, aktorzy muszą grać kilka postaci, które też są ubrane „niesamowicie”, czyli co tam dało się wyciągnąć niecodziennego z szafy, i poprzez połączenie niepasujących do siebie elementów uczynić jeszcze bardziej niezwykłym. Ta stylistyka przedstawienia domowego, robionego przez amatorów, którzy chcą spełnić wyobrażenie swych widzów o fantastyce naukowej, jest zachowana również w sposobie grania aktorów. Wygłaszają kwestie drewnianymi głosami, przekazują emocjonalne treści całkowicie obojętnym tonem. Przypomina to beznamiętny ton polskiego lektora w serialu brazylijskim („Kocham cię Rodrigo”, „Ja też cię kocham Mercedes”). Adaptacja Witolda Mrozka utrzymana jest w tym samym stylu. Obok motywów z Solaris pojawiają się w nim, zgodnie z przyjętą konwencją, na przykład komunikaty o locie z 1978 roku, pierwszego i jedynego jak dotąd, polskiego kosmonauty – Mirosława Hermaszewskiego. Jakby wbrew przyjętej koncepcji, w przedstawieniu rozbrzmiewają między innymi arie z oper Henry Purcella i Georga Friedricha Händla – chociaż oczywiście one też mają w sobie coś „kosmicznego” poprzez swoją monumentalność, niesamowitość i nieprzystawalność. Nie zorientowałam się czy były śpiewane przez aktorów (konsultacje wokalne Bartosza Lisika), czy są odtwarzane z playbacku. Akcja powieści jest bardzo sprawnie przedstawiana. Poznajemy większość wydarzeń, które rozegrały się na stacji. Gdy postaci mają przebywać poza statkiem aktorzy najpierw wybiegają na zaplecze, by powrócić w charakterystycznych powolnych ruchach, oznaczających poruszanie się w pozbawionej grawitacji przestrzeni kosmicznej. Czy mi się to podobało? Muszę obiektywnie stwierdzić, że to przedstawienie jest intrygujące. Widać w nim konsekwentnie przeprowadzony pomysł. Aktorzy są bez wątpienia profesjonalni i wiedzą co robią – grają niewzruszenie w założonej konwencji, nie ulegają śmiechom z widowni, i nie zaczynają szukać aplauzu, co by przekształciło ten spektakl w imprezę towarzyską. Jeśli aktorzy śpiewali w naturze, to czapki z głów – brzmią fantastycznie. Duże wrażenie zrobiła na mnie odtwórczyni głównej postaci, Monika Frajczyk. Znana ze Starego Teatru w Krakowie w roli Panny Młodej w fascynującej realizacji Wesela Jana Klaty, ma bardzo ciekawą, jakby pozbawioną wyrazu twarz, nad którą zachowuje pełną kontrolę, i wręcz magnetyzuje widza, choć nie jest to robione nachalnie, a właśnie jakby mimochodem. Podobała mi się też Weronika Łukaszewska w roli żony Kalvina – Harey. Ma w sobie atrakcyjność, której nie trzeba grać. Przy tym jest to solidnie wyreżyserowane przedstawienie. Adaptacja bardzo jasno prowadzi przez historię i choć jest skrótowa, to jednak jakoś ideę opowiadania Lema oddaje, bo nie tkwi ona tu w samym tekście, ale także w grze aktorów i tym całym pomyśle. I to jest właśnie bardzo dobre, bo przecież nie czytamy opowiadania tylko poszliśmy do teatru, który dysponuje większą ilością środków niż sam tekst. Dodatki w rodzaju wzmianek o Hermaszewskim może najmniej mnie ujmują, ale rozumiem ich rolę w koncepcji spektaklu. Bezosobowy sposób grania mnie o tyle zaciekawił, że może mieć drugie dno. Jest to przecież obecnie najbardziej modny i obowiązujący sposób grania w postdramatycznym teatrze, wygłaszanie kwestii postaci, ale bez przeobrażania się w nią, bez reprezentacji, czyli aktorstwo nie-wcieleniowe. Spektakl Klaudii Hartug – Wójciak nieco ośmiesza, być może niezamierzenie, tę manierę czy styl. Doceniam w tym spektaklu pomysł i jego przeprowadzenie, jak również jakiś rodzaj odwagi, który w nim tkwi, bo gdy zaczną przychodzić na spektakl widzowie spoza środowiska, to odbiór może być różny. Muszę przyznać, że jakoś dziwnie wracam myślami do tego spektaklu, do jakby zatrzymanych twarzy aktorów (zwłaszcza odtwórczyni głównej postaci), do powolnego rytmu przy realizowaniu zadań aktorskich, do usztywnionych póz, i do długich chwil śpiewu. Solaris Lema będzie mi się kojarzyć z tym spektaklem, mimo że widziałam też adaptację tej powieści w TR Warszawa. Jednak to niezwykłe opowiadanie ma w sobie taki ładunek ludzkiej tajemnicy, że być może tylko nieruchoma twarz Moniki Frajczyk jest w stanie ją udźwignąć. Solaris. Wspomnienie z przyszłości, na motywach powieści Stanisława Lema, Teatr Ochoty w Warszawie, reżyseria i scenariusz: Klaudia Hartung – Wójciak; dramaturgia, scenariusz i elektronika: Witold Mrozek, przestrzeń i kostiumy: Hanka Podraza, światło: Jędrzej Jęcikowski, ruch sceniczny: Magdalena Przybysz, konsultacje wokalne: Bartosz Lisik, obsada: Natasza Aleksandrowitch, Małgorzata Biela, Monika Frajczyk, Sebastian Grygo, Weronika Łukaszewska, premiera: 14 lutego 2020W 2007 roku teatr przeszedł prawdziwy lifting. Przebudowano foyer, które powiększyło się dwukrotnie. Piwnice zostały udostępniane widzom, stworzono w nich także magazyny teatralne, jak
10 grudnia 2021 w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego rozstrzygnięto VII edycję Konkursu Fotografii Teatralnej. Spośród ponad 1200 nadesłanych zdjęć Jury wskazało jako najlepsze prace Jeremiego Astaszowa i Bartłomieja Barczyka w kategorii „teatralne zdjęcie sezonu” oraz prace Maurycego Stankiewicza w kategorii „zestaw dokumentacyjny z przedstawienia”, którego
Zaplecze Teatru od strony ul. Zdrojowej. Teatr Zdrojowy im. Mieczysławy Ćwiklińskiej (wpis do rejestru zabytków nr 494/1412/WŁ z dnia 29.08.1994 r.).
acji. Podejście Grotowskiego do definicji teatru jest bardzo zbliżone. W książce Ku teatrowi ubogiemu pisał: [Toteż] liczba definicji teatru jest praktycznie nieograniczona. Bez wąt-pienia, aby wyrwać się z tego błędnego koła, trzeba eliminować, a nie dodawać. To znaczy: należy sobie postawić pytanie, bez czego teatr nie
Powierzchnia sceny Teatru Wielkiego wraz z proscenium wynosi 1150 m kw. Jej szerokość to 36.5 m, głębokość 28 m, wysokość 34 m. Scena wyposażona jest w sześć hydraulicznych dwupoziomowych zapadni o udźwigu 40 ton, scenę obrotową, zasceniem z mobilną sceną obrotową i kieszeniami bocznymi z napędzanymi elektrycznie wózkami oraz systemem 104 sztankietów do podwieszania dekoracji.Pełny repertuar Teatru Bolszoj był prezentowany na Nowej Scenie w latach 2005-2011 - podczas przebudowy sceny głównej. Widownia jest tu znacznie mniejsza (900 miejsc w porównaniu z 2500), ale zaskoczy Cię również elegancją i luksusem.Zytt.